Człowiek w jednej rękawiczce

Przy okazji wizyty w grodzie Przemysława – Poznaniu trafiła do moich rąk obszerna książka o golfie autorstwa Andrzeja Strzeleckiego. Premiera była wprawdzie kilka miesięcy temu, ale nawet dziś warto napisać o niej kilka słów. Pozycja ta jest w zasadzie "obok golfa". Andrzej opowiada w niej przezabawnym językiem starego kabareciarza o swojej pasji golfowej, która nieodmiennie splata się z jego poczynaniami estradowymi.

 Pierdołowaty Doktor Tadeusz Koziełło z "Klanu" wiele zrobił dla rozwoju polskiego golfa. Był jednym z pierwszych członków pola golfowego w Rajszewie pod Warszawą. W końcu osiedlił się kilometr od pola, pod domem wybudował dwupoziomowy green, nie musi więc nawet pokonywać tego kilometra, aby zagrać w swą ukochaną grę. Andrzej jest zwariowany na punkcie golfa, gra zawsze – wtedy kiedy pozwalają mu inne obowiązki, a czasem nawet wtedy, kiedy mu nie pozwalają. Do niedawna, jako posiadacz jednocyfrowego handicapu był najlepszym golfistą wśród polskich aktorów teraz nie jest to już takie oczywiste. Przybył mu niezwykle groźny rywal Robert "Rozi" Rozmus.

 Opowieść profesora Strzeleckiego (naucza bowiem młodych aktorów) jest bardzo budująca szczególnie dla tych nieco zwariowanych golfistów. Każdy z nich znajdzie kawałki z własnego życia. Treningi w lesie, w piaskownicy na placu zabaw, na boisku czy innym byle kawałku trawy każdy z nas kiedyś uskuteczniał. Pamiętajmy, że Andrzej zaczynał grać w golfa, gdy w Polsce działały dwa pola golfowe, a większość Polaków nazwę golf kojarzyło z niemieckim popularnym samochodem czy też mniej popularnym obecnie elementem ubioru.

 Pełno w opowieści wspaniałych aktorów i reżyserów. Znajdziemy w niej anegdoty o Tadeuszu Łomnickim, Adamie Hanuszkiewiczu czy Gustawie Holoubku. Wiele dykteryjek poświęca relacjom ze swoimi przyjaciółmi też golfistami: Wiktorem Zborowskim, Piotrem Gąsowskim czy Wojtkiem Pijanowskim. To, że osoby publiczne grają w golfa jest zasługą Andrzeja, wiele lat nieodmienie istniało skojarzenie – jak golf to Strzelecki. Ponoć tylko Tadzio Drozda zaczął grać w golfa niezaleznie od niego, wszystkich pozostałych zaciągnął na pole Andrzej.

 Golf uprawiany był przez Andrzeja w różnych miejscach na całym świecie. Podróże te były zwykle związane z uprawianiem jego aktorskiej profesji. Zawsze jednak na golfa wystarczyło czasu. Andrzej pisze, że dla niego golf jest miłym relaksem po obowiązkach zawodowych. Co by się zdarzyło gdyby tych obowiązków nie było – autor nie wie. Romuald Szałagan po spełnieniu marzenia swojego życia i wybudowania we Wrocławiu "Toya Golf" coraz rzadziej na nim gra. Czyżby chodziło tylko o to aby "gonić króliczka".

 Przeczytajcie sami, możecie też dać książkę do przeczytania swojej żonie czy córce, na pewno się im spodoba. Książkowy kalejdoskop podróży, barwnych wydarzeń, błysk wielkiego świata jest doprawdy urzekający.

 "I na tym polega pewnie siła i magia golfa. Na tej nieustannej, często niczym nieuzasadnionej, ale prawdziwej nadziei. A że tęsknota za tym, aby poważnie zająć się czymś niepoważnym, nie przechodzi nigdy – golf będzie się rozwijał." – i to by było na tyle – jak mawiał nieodżałowany profesor mniemanologii stosowanej J.T Stanisławski.

Recenzował Jerzy Dutczak.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *