Gry damsko-męskie

W niedzielę 22 maja 2005 roku na polu golfowym Binowo Park miała miejsce rewizyta niemieckich golfistów z Golf Club Prenden pod Berlinem. Goście zapałali wielką estymą do naszej kuchni i naszego pola.

Goście z Niemiec przybyli tłumnie na pole w Binowie. Dobra reklama, którą zrobili polscy golfiści podczas wizyty w Prenden zaowocowała tym, że zainteresowanie Niemców obejrzeniem naszego pola przeszło oczekiwania. Dodatkowym kłopotem było to, że autokar z Niemcami utknął na granicy. Dwóch niemieckich golfistów nie miało paszportów ani dowodów i nasze służby graniczne nie chciały wpuścić ich do Polski. Goście kręcili nosami mówiąc, że w "starej unii" nie ma żadnych kontroli na granicy. Widzicie, więc, drodzy czytelnicy, dożyliśmy czasów, że Niemcy postulują brak kontroli na granicy z Polską. Gdzieżby to było kiedyś do pomyslenia. Dodatkowe opóźnienie wyniknęło z tego, że kierowca autokaru bał się jechać naszą leśną drogą dojazdową prowadzącą z Podjuch – słynną ulicą Smocz??. Trochę się nie dziwię, każdy, kto tamtędy jeździ sięi boi. Niejeden już stracił tam lusterko (Paweł Sikorski) lub podziurawił miskę olejową (Mirella Palmi). Tak, więc Niemcy jechali objazdem przez Gryfino i dojechali na 11.00 (zamiast na 9.00). Mówi się, że u nich to jest porządek. Jeżeli tak to ja wolę nasz nieporządek, bo my się nie spóźniliśmy do Prenden, mimo, że każdy jechał własnym samochodem. Niemcy ustawili się grzecznie na starcie w kolejce. Dla nas Polaków to niezwyczajne, jakby to była nasza nacja to zaraz jeden by poszedł na piwo a drugi na spacer. A oni grzecznie stali na pierwszym tee i czekali na swoją kolejkę. Nie ma, co komentować – dyscyplina wpojona od dziecka.

Sławomir Pi?ski tym razem zaproponował grę w zespołach polsko-niemieckich w formacie texas scramble z jedną czwartą sumy handicapów. Od razu wiedziałem, że tym razem nie wygram. W naszym zespole z "Polaków" grał Uwe Semprich, który jak się wszyscy domyślają jest rodowitym Niemcem. Uwe dostał za partnera Prezesa klubu z Prenden Heinza Neukirchena a ja przemiłą starsza pania Dracheim Marlis. Nie powiem kilka razy mi się przydał jej strzał, jak zagrałem shanka w bok. Jednakowoż spośród 82 uderzeń, które w sumie zagraliśmy to pewnie z 10 było jej autorstwa. Podobnie było w drugiej parze gdzie Uwe ciągnął grę a prezes oglądał pole, w końcu przeciwnicy skończyli w 88 uderzeń, więc miałem maleńką satysfakcję, że wygrałem. Moja partnerka miała handicap 24, ale ja bym jej dał minimum 36. Jedyną jej zaletą była regularność, zwykle grała 4 iron dokładnie 100 m. Wiedzieliśmy, więc po tym wszystkim, ze sportu raczej z tego nie będzie, mogliśmy się, więc bez przeszkód oddawać przyjemnościom spaceru i konwersacji. Trzeba było tylko umieć po niemiecku, bo z angielskim u Niemców w tych grupach wiekowych krucho, chociaż gwoli ścisłości był też jeden członek z Prenden, który mówił po Polsku, nic dziwnego nazywał sę? Waldemar Ziemnicki i dziesięć lat temu wyjechał do Niemiec. Najbardziej zdziwiło Niemców to, że w Polsce grają w golfa "młodzi" ludzie – oczywiście w porównaniu do ich standardów. Nie bardzo mogli uwierzyć w to, że najstarszy gracz w Binowie jest ledwo koło sześćdziesiątki.

Sprytny manewr Sławka Pi?skiego – ustawienie w jednym zespole par damsko-męskich, udał się wybornie. Po paru dołkach przyjaźń polsko-niemiecka kwitła. Widzieliśmy nawet golfistę Polaka, który całował się ze swoją partnerką Niemką w usta po każdym udanym zagraniu. Grali dość dobrze a więc całowali się, co drugi dołek. Kto to był nie powiem. Jest to, bowiem bardzo szanowany obywatel i w dodatku żonaty. Mojej partnerce wystarczył tylko cmok w policzek na zakończenie rundy, na szczęście! Skądinąd taki golf bardzo zbliża.

Pozazdrościć Niemcom możemy za to radochy z gry. Po zakończeniu turnieju cieszyli się spontaniczne i entuzjastycznie. Bardzo im się w Binowie podobało. Szczególnie chwalili wyżerkę. Zdzichu Sotek pokazał cały swój kunszt, a sałatka z fruti di mare była naprawdę palce lizać. Strzegły jej polskie raki, którym niektórzy bywalcy urywali ogonki i wyjadali środek. Widać było, że Niemców rzadko stać na takie luksusy, nawet golfistów choć to ponoć bogata kasta.

Z golfowych spraw największe wrażenie na mnie zrobił swing Stefana Hellera. Ten młody człowiek (HCP 1) okręcał się jak "człowiek guma" a jego piłki leciały niewiarygodnie daleko. Dzięki niemu Bożenka Dekert (zdjęcie na czołówce) wygrała brutto z Radkiem Kanasem, co wywołało pastwienie się nad tym ostatnim przez dowcipnisia Krzysztofa Wojtkuna. Na zakończenie ustalono, że skoro się tak świetnie udało to będziemy się częściej spotykać, w tym gronie.


Kolejka Niemców na pierwszym tee


Golfowe braterstwo: Od lewej Uwe Semprich, autor, Marlis Dracheim, Heinz Neukirchen


Ekipa Mendaków: (od lewej) Ulrike Neukirchen, Bernt  Jakobs, Kazimierz Mendak, Regine Krumrey, Weronika Mendak (córka Kazia), Rysiek Kowalewicz z Lubina (szwagier Kazia)


Uwe Semprich, rzecznik prasowy korpusu NATO, zagrywa drugie uderzenie na 5 dołku


Bożena Dekert i Stefan Heller zagrali 73 uderzenia brutto


Dowcipniś Wojtkun śmieje się z Radka Kanasa


Max Sałuda tym razem przegrał, ze swoją partnerką Andre? Lucas zagrali 74 uderzenia


Marcin Dziemianko i Uwe Drahejm też zagrali 73 uderzenia


Roman Pomianowski w parze Heide Marie Schulenburg wygrał netto


Lesław Górski wraz z Evą Grass zajęli III miejsce netto


Wszyscy zwyciezcy zbiorowo.


Niemki zostały obdarowane biżuterią produkcji Mirelli Palmi


Oficjele podczas zakończenia Sławomir Pi?ski (gospodarz), Mirella Palmi (spikerka), Martin Theater (dyrektor klubu w Prenden), Heinz Neukirchen (prezes klubu w Prenden)


"Rodzinne" zdjęcie uczestników imprezy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *